strona: 1, 2, 3, 4, 5

J.G. Czy umiałby Pan wymienić wszystkie audycje (ich tytuły), które prowadził Pan przez te lata – czy wszystkie były (są) autorskimi ? Które z nich ocalały? Które lubi(-ł) Pan najbardziej? Czy próbował Pan policzyć ile audycji nagrał Pan w ciągu tych 40 lat pracy?

P.K. Ile? Od samego początku? Ja myślę, że potrafię je wymienić. To też kiedyś słuchacze mi policzyli. W tej chwili zegar przeskoczył 12 tysięcy. Wśród tego było 700 „Popołudnia z młodością”, 1600-1700 „Minimaxów”, a to jest audycja, którą zacząłem robić we wrześniu (od 22-go) 1968 roku i z małymi przerwami ona istnieje do dzisiejszego dnia. To już prawie 35 lat. Pierwszy był „Klub przyjaciół piosenki” w Rozgłośni Harcerskiej, kiedy po raz pierwszy przed mikrofonem powiedziałem od razu pełne zdanie, zapowiadając piosenkę The Beatles „Love Me Do” i piosenkę Heleny Majdaniec „Pędzi, pędzi pociąg” czyli ”One Way Ticket” Neil'a Sedaki. Potem „30 minut rytmu”. Witold Pograniczny zaproponował mi po 2-3 miesiącach współprowadzenie z nim tej audycji. To było niespotykane wyróżnienie. A potem mini rzeczy, które właściwie czytałem dla Programu III, nie prowadziłem. Teksty napisane przez Witolda Pogranicznego, które przedstawiały sylwetki artystów ilustrowane piosenkami Cliffa Richarda, The Shadows i innych, wtedy ważnych. Potem była audycja, którą robiłem dla Programu III sam, nazywała się „Con Amore”. Prezentowała włoskie piosenki. Miałem przyjaciela, z którym chodziłem do szkoły, od pierwszej klasy do matury, który mieszkał w Rzymie, wcześniej w Wenezueli, gdyż jego rodzice byli na placówce. I on mi przysyłał płyty, ale potem ja musiałem je mu odesłać. Ktoś, kto przyjeżdżał do Polski, przywoził mi 8-10 małych płytek, dwójek, dzisiaj się mówi singli. Wtedy nie było żadnych piosenek - ale włoskich szczególnie. Ktoś przywoził mi te płyty, ja je miałem dwa tygodnie, przegrywało się je na taśmę w radiu i potem one wracały do Rzymu. Ale u nas zostawały jako nagrania. I ja z nich robiłem audycje o włoskiej piosence, a ponieważ kolega przysyłał mi także trochę informacji o tych artystach, więc miałem z czego zbudować tekst. Każdy chciał robić audycje o Cliffie Richardzie i zespole The Shadows, i Elvisie Presley'u, a o włoskiej piosence - nie. Potem powstało „Studio Rytm”. 30 września 1965 roku. W Programie Pierwszym PR. Codzienna audycja z muzyką młodzieżową. Takie „30 minut rytmu” z Rozgłośni Harcerskiej tylko w najważniejszym programie. Był jeszcze Program II i już III, który był cały czas programem eksperymentalnym. Zaczynał się o 17-tej, kończył się o 23-ej. To prezes Włodzimierz Sokorski, podjął taką decyzję, żeby tę audycję wprowadzić. I ja tam zostałem zatrudniony. Nie było etatu, ale było coś w rodzaju umowy odnawialnej co pół roku. Byłem po maturze, nie dostałem się na studia. Spełniałem w redakcji wszystkie obowiązki i otrzymałem dwa „odcinki” w tygodniu do zapełnienia. Nazywały się „NON-STOP Studia Rytm”. Potem prowadziłem kolejną, nazywała się „Rytmostopem po kraju i świecie”. Robiliśmy ją wspólnie z Tadeuszem Sznukiem. Następnie w Studiu Rytm obsługiwałem audycję „Sylwetka piosenkarza”, obsługiwałem też „Listę Przebojów Studia Rytm” (do ostatniego dnia). Kiedy na antenie miała się pojawić audycja Witolda Pogranicznego, która nazywała się „Ulubieńcy naszych ulubieńców”, gdzie Piotr Szczepanik opowiadał o swoich utworach, Andrzej Korzyński, kierownik, napisał mi na kartce papieru krótką zapowiedź – „rozpoczynamy dzisiaj zupełnie nową audycję, będziemy się spotykali codziennie” i ja to nagrałem. Zapowiedź doklejono do pierwszej audycji. I pewnie by została, gdyby nie fakt, że w dwa, czy trzy tygodnie później została powtórzona, w związku z czym odcięto ten początek i wyrzucono. Nie można było bowiem dwa razy wprowadzać audycji na antenę. Robiłem również ostatnią audycję Studia Rytm, zatem jestem tym człowiekiem, który był w redakcji od pierwszego do ostatniego dnia, z przerwą w środku. Zaraz potem powstało „Popołudnie z młodością”. 1 lutego 1966 roku. I ja tam zostałem w jakiś sposób zwerbowany, ściągnięty. Ktoś usłyszał mój głos. Komuś ten głos do czegoś pasował. Zwracano mi uwagę, że był może odrobinę inny, może troszkę młodzieżowy. Kiedyś nawet usłyszałem człowieka, który decydował o czymś, o głosach, o ludziach, i usłyszałem jak on powiedział - no ale zobaczcie jak ten Kaczkowski wymawia - The Beatles. Nie tak jak wszyscy: „Ze Beatles” albo „Dze Beatles". Usłyszałem to zdanie i byłem dumny. Czułem się tylko nieswojo, że ja to zdanie „podsłuchałem”, choć nie podsłuchiwałem, tylko ono do mnie dotarło. Być może ktoś powiedział – ten Kaczkowski się nie nadaje. A na to Bogdan Majchrzak (bo jego mam na myśli) powiedział, on mówi „Thy Beatles” tak, jak mówią w radio Luxembourg. No i może to zdanie gdzieś o czymś zdecydowało, że gdzieś mnie ktoś zostawił. Byłem przecież żółtodziobem, który prawie nie miał pojęcia o radiowej pracy. "Popołudnie z młodością" to była szkoła. Codziennie o 10-tej spotkanie, o 11-tej wejście do studia. Do 13-tej praca, a potem pogotowie, do 16-tej, gdy audycja wchodziła na antenę nagrywana. Jeden raz trzeba było coś zrobić na żywo. Zginął Komarow, radziecki kosmonauta. Tego dnia audycja się zaczynała od felietonu „mimo, że kosmos pochłonął już pierwsze ofiary, to radziecki sztandar wysoko dzierży radziecki kosmonauta” i tak dalej, a ... on właśnie zginął. Potem przyszła propozycja z Trójki czy bym nie robił „Minimaxu”. W Trójce robiłem pojedyncze audycje, to tu, to tam. Widocznie znów mój głos został zauważony, czy może moja pasja muzyczna i pewna operatywność w zdobywaniu materiału płytowego, co wtedy było karkołomnym przedsięwzięciem. Minimax” zaproponował mi Andrzej Korman, ówczesny kierownik redakcji muzycznej. Potem była muzyczna Poczta UKF, potem „Mój magnetofon”, która się rozrosła do codziennej audycji, z cotygodniowego programu Witolda Pogranicznego o tym samym tytule. A kiedy ktoś z decydentów powiedział, że to nie może się tak nazywać, wtedy zmieniła nazwę na „Kiermasz płyt”. W Trójce była jeszcze taka audycja "Korowód taneczny". Trwała 2 godziny, nikt nic nie mówił, tylko muzyka ładnie grała. O, to było bardzo przemyślane. Pamiętam jak Grzegorz Wasowski siadał nad taką audycją i dobierał te piosenki, żeby był w tym sens. Ja to nazwałem wtedy i czasami nazywam do dziś - układaniem domina. Kostki muszą się zgadzać. Bo nie można wrzucić, zamieszać w bębnie i wyjąć jak wypadnie. Myślę, że radio właśnie na tym polega, żeby wiedzieć dlaczego coś jest teraz, coś innego było przedtem. Jak się tego nie wie, nie czuje, to powinno się zająć zupełnie inną pracą. To najważniejsze, słuchacz nie może słyszeć zgrzytów, wszystko bardzo dokładnie oszlifowane. Jakie były jeszcze potem audycje? „W tonacji Trójki”, „Zapraszamy do Trójki”- pierwsza audycja w Polskim Radiu z telefonami na żywo. Powstała w Trójce w 1973, skończyła się w 1980-tym. Skończyła się ponieważ - „co tu będą ludzie na żywo opowiadać, prawda, szczególnie w gorące lato 80-tego roku”. Ale co jest ciekawe i cudowne, to to, że ta audycja, która przecież wprowadzana w tak trudnym okresie, przez tyle lat nie miała w sobie nic politycznego, nikt np. nie krzyknął „precz z komuną!”. Myślę, że słuchacze mieli dokładnie świadomość, że nie mogą zrobić sobie krzywdy. Boli mnie, gdy widzę, że w tej chwili odchodzi się od audycji z udziałem słuchaczy na żywo.

J.G. A Pół Perfekcyjnej Płyty?

P.K. Pół Perfekcyjnej Płyty wymyśliłem całkiem niedawno. Wymyśliłem jako swoją audycję, prezentowaną w ramach „Minimaxu”, ale kiedy zauważyłem, że się spodobała, tytuł i zawartość, to rozszerzyłem, bo miałem taką możliwość, PPP do codziennego programu. Dlaczego Pół Prefekcyjnej Płyty? Ponieważ przez lata radio i ja w Trójce też - graliśmy całe płyty. Ale kiedy pojawiły się w Polsce zagraniczne koncerny, które te płyty promowały i sprzedawały, to po pierwsze nie było już potrzeby, żebyśmy my odtwarzali te płyty w całości, skoro one nie są tym zakazanym towarem, przemyconym gdzieś z dalekiego świata. A po drugie, nie można robić krzywdy ludziom , którzy zajmują się sprzedażą płyt, nie można po prostu jednego dnia pozwolić żeby pół miliona ludzi płytę zarejestrowało i stwierdziło - po co mam kupować, skoro ją już mam? Rozmawiałem z wytwórniami, co by było gdybyśmy grali pół płyty? A oni odpowiedzieli - wspaniale! To wam zrobi dobrze, a nam ewentualnie przysporzy zainteresowania. Komu się spodobało pół, to będzie chciał usłyszeć drugie pół. Szkoda mi tej audycji. I tu mała dygresja - mnie się zdaje, że tak trzeba budować radio. Zrobić mały test, sprawdzić czy coś się podoba. Jak się podoba to trzeba rozbudować, jak nie, to zlikwidować póki nikt nie zdążył zauważyć, że było. Nie ma nic gorszego niż wprowadzać coś z wielkim hukiem, co po 2 tygodniach gdy okaże się totalną klapą,  wszystkie nakłady, reklamy wyrzucać do kosza ...

strona: 1, 2, 3, 4, 5